Piękno

Ta abstrakcyjna pozytywna właściwość estetyczna od jakiegoś czasu gości u mnie w domu jak i w samochodzie. Co to? Muzyka Pain of Salvation.

Toaleta w hipermarkecie Real

Temat śmierdzący, ale muszę się z Wami podzielić moimi spostrzeżeniami z wizyty z synem w toalecie w Realu w Alei Krakowskiej. Mam nadzieję, że przez tę wizytę nie będzie miał traumy na całe życie.

Ostatnio przed urodzinami (we wtorek)  byliśmy w Realu, aby sobie wybrał prezent. Kupiliśmy wybrany zestaw Hot Wheels i ja poczułem, że muszę skorzystać z toalety, więc poszliśmy wspólnie, dodatkowo przekonałem go żeby też się „wysikał”. Myślałem, że hipermarkety Real dbają o toalety i nie wyglądają jak „kible” na centralnym. Bardzo się pomyliłem – jedna kabina, brak deski, wchodzimy do drugiej a tam fakalia prawie po sufit. W tym momencie synek zrezygnował i powiedział że poczeka na mnie przed toaletą. A na sam koniec spostrzec można było brak mydła i ręczników.

Myślałem, że już więcej tam nasza stopa nie stanie, ale niestety dziś słyszę stojąc w kolejce „Tata, kupę”, próbuję przekonać, że może uda mu się wytrzymać… „Nie”. Więc biegiem do toalety. I co? wyglądała identycznie jak tydzień temu – wygląda jakby tam nikt nie sprzątał! Widok ten jednak przekonał, żeby jednak pojechać do domu. Zakupy zostały, ale sorry patrząc na toalety to zastanawiać może, czy pracownicy też z takich korzystają, jeśli tak to chyba przestanę robić tam zakupy.

Symbioza Java & .NET

Zawsze piszę, o muzyce, Kolumbii czy życiu, a dziś napiszę o czymś innym…

Ostatnio dostaliśmy do wdrożenia moduł napisany w Javie w naszym systemie pisanym cały czas w .NETcie. Może, odkrywam „Amerykę w konserwach”, ale zawsze na mnie spada jej ponowne odkrycie. Jednakże, jak ktoś jeszcze nie odkrył to dla niego niech będzie ten wpis.

Ze znanych mi sposobów było:
IKVM – wirtualna maszyna Javy napisana w .NET używająca OpenJDK. Idealna, ale prawie… No właśnie, prawie. Z posiadanego JARa nie sposób było wykonać kodu.
ActiveX Bridge – użycie Javy jako kontrolki ActiveX. Problem pojawił się, że otrzymana/wygenerowana DLLka musiała być w dokładnie ustawionym miejscu, więc użycie spod <jre_home>\axbridge\bin kończyło się biednym Exceptionem.

I w tym momencie byłem w kropce… Wiedziałem o JNI ale bardziej od strony C/C++ i, z mojego punktu, tworzenie DLLki którą się zawrapuje w .NET troszkę było pod górę. Użyłem googli i znalazłem idealne rozwiązanie w obie strony – jni4net.

Potrzebujesz skorzystać z Javy (interfejsów, klas, metod) nic prostszego… Ściągasz, używasz proxygen’a do stworzenia klas typu proxy pomiędzy jvm a clr’em. Kompilujesz je, dorzucasz jako referencje do projektu i pięknie.

Dla mnie aż tak pięknie nie było, bo biblioteka zwracała ArrayList<klasa> i to mnie przez chwilę zabolało, bo w jni4net nie było proxy klasy ArrayList, a generując proxy cały czas dostawałem błędy przy kompilacji. Moim rozwiązaniem było napisanie klasy w javie opakowywującą/serializującą zwrot ArrayList do stringa (xmla). A później jak każdy wie, bez problemu zdeserializujemy w każdym języku 🙂

Program jako „standalone” dziś działał idealnie. Lecz wkompilowanie mojego kodu do wielkiej kobyły skończyło się częstymi wywałkami Javowego modułu. Czemu? Proste, trzeba było ustawić parametry pamięci dla JVMa.

Ale co by nie mówić jni4net dziś uratował mi życie i czas 🙂 BTW: Sprawdziłem w drugą stronę też to działa, czyli użycie .NETowych klas w Javie.

PS. Dla chcących mniej się męczyć jest też JNBridge – płatny!

Idiota

Rzadko piszę o polityce, pomimo tego, że w rozmowach bardzo często poruszam ten temat. Jak można zgadnąć nie jestem obrońcą krzyża, innymi słowy, nie jestem fanatykiem swoich poglądów jestem bardzo liberalny, jedyne co mogłoby mnie łączyć (prawdziwie) z PC czy PiS to to, że jestem rozwodnikiem. Przypomnijcie sobie, że większość z prominentnych członków PiS była rozwodników (dwóch śp).

Troszkę, zaczynam się martwić o zdrowie psychiczne prezesa, bo zwolnił dwoje bardzo inteligentnych osób – Pana Migalskiego i Panią Jakubiak. Jak pisać, fakt jest faktem, czystki rozpoczyna nasz prezes, nie nazwę tego wojną krzyżową, bo może zabrzmi to źle. Ale, ciągle po głowie chodzi mi pewne skojarzenie – ja znałem osobę typu Jarosław. I to bardzo dobrze. Moje wnioski są takie, że bardzo w wychowaniu zawiniła matka – bardzo kochająca, niezwracająca uwagi na wady, próbująca pomóc (za wszelką cenę), zrobić wszystko za swoją pociechę i dodatkowo cały czas wpijająca do głowy o byciu naj.

Aż nie chcę skończyć tego wpisu, bo muszę spuentować… Ale znam dobrze podobną osobę 🙂

Uśmiechnie się, zrobi i powie wszystko dla swoich celów, będzie grzeczna, kochana, wszyscy będą źli i najgorsi, a ona zawsze będzie czuć się niewinna i nigdy nie przeprosi (a jak już to się stanie to przeprosi zawsze tylko to za błahostkę), dodatkowo pomimo niezbitych faktów tworzyć będzie nowe „fakty” – dużo bardziej bliższe jej obłąkanemu myśleniu, lecz zawsze w pełni negujące rzeczywistość. A na sam koniec zacznie grać najukochańszą dla niej osobą.

No i nie postawiłem kropki nad 'i’. Wiecie kogo oprócz prezesa PiS mam na myśli?

O tym jak można grać cały czas to samo

Wpadło mi Disturbed – Asylum w łapę, lecz na pewno nie w ucho. Pomimo tego, że z całej historii kapelki, kilka utworów np. Inside the Fire czy Stricken bardzo mi się podobają, uważam całą twórczość za monotonną, graną na jednego „kopa” i nawet kilka słów bardzo często przewija się w tekstach na całej dyskografii. Asylum nie zaskakuje niczym, nawet nie można znaleźć jakiegoś utworu z wyższej półki, po prostu słuchasz i czujesz Déjà vu.

Bardzo jestem rozczarowany!

Złamana ręka

Mój synek ma złamaną rękę, zdarzyło się to pod opieką dziadków i… zgodzę się z brutalnym stwierdzeniem znajomego, że dobrze, że ten pierwszy wypadek nie zdarzył się pod moją opieką, bo mogłoby się to skończyć brakiem kontaktu z synem.

Bezpieczne drogi

Właśnie wróciłem z Krakowa, jechałem moją małą zastępczą strzałką – C1. Idealny samochód dla dwojga, bez skrzynki piwa, bo do bagażnika nie wejdzie. Ale przyspieszenie, spalanie i komfort jazdy mogłoby mnie przekonać do zakupu takiego samochodu. Jedyną wadą mojego egzemplarza był brak radia (klimatyzacje miał, ale radia nie…), więc jechałem z notebookiem na tylnim siedzeniu. Dzięki temu rozwiązaniu byłem w stanie wytrzymać 3 i 10 minut w jedną stronę i 3,5h w drugą. Po prostu bez muzyki nie mogę się rozstać…

Ale nie o tym chciałem napisać.

Dziś jadąc trasą krakowską (siódemką) widziałem rekordową liczbę nieoznakowanych patroli policji. Jak nigdy nie było radaru w Antolce, ale licząc od Krakowa – Vectra w Jędżejowie, Vectra przed Szydłowcem, Fiat Brava w Radomiu, Vectra przed Białobrzegami i ostatnia Vectra koło Tarczyna.

Metal Hammer Festival

Rzadko spotyka się takie festiwale gdzie nie ma „przerwy na piwo”, a dodatkowo czas pomiędzy wykonawcami nie pozwala nawet na lekki odpoczynek przy złocistym trunku. Dla mnie taki właśnie był Metal Hammer Festival.

Dotarliśmy z Krakowa około 15 specjalnie tak, aby obejrzeć Katatonię. Szwedzi zagrali długo, nawet sięgnęli po utwór z Brave Murder Day. To co mogło zdziwić to na jednym utworze, gdzie perkusja była lekko zakręcona na początku utworu zamiast zagrać na żywo słychać było ten instrument z taśmy i gdy nie sprawiała kłopotów perkusista użył pałeczek 🙂 Nagłośnienie poprawne, troszkę wokal za cicho, ale dla mnie dobry występ.

Następny z kolei był zespół, o który toczyłem boje, a nawet pisałem na blogu… Pain Of Salvation. Po obejrzeniu ich na żywo muszę stwierdzić, że odszczekuję wszystko co napisałem. Musiałem jeszcze przyznać publicznie, że dałem ciała oceniając tę kapelkę. Tak energicznej muzyki na koncercie chyba nigdy nie widziałem. Dodatkowo strasznie technicznej… Szkoda, że tak krótko, a dodatkowo mniej publiczności niż na innych zespołach… Może z tego samego powodu jak moja pierwsza ocena, nie za bardzo znana w Polsce…

Dalej Riverside, tłum na płycie, publika bawiła się idealnie, zagrali całą płytę ADHD, a zakończyli Panic Room’em…

Opeth, dał niezły popis swoich możliwości, kończący Deliverance poniósł chyba każdego, kto się w Spodku znajdował. IMHO – najlepszy kawałek festiwalu.

Dochodzimy do Korna… I tu kilka słów spostrzeżeń, gdy wychodziliśmy na szybkie (znajomi już na dłuższe) piwo po koncercie Opetha można było zauważyć „wymianę” – podczas gdy fani progresywnego metalu wychodzili, wchodzili młodzi fani nu metalu z koszulkami Korn. Można więc stwierdzić, że Korn pasował do innych kapelek jak pięść do nosa.

Ale, ja osobiście poszedłem na kilka utworów, kawałki znałem, publika dobrze się bawiła, ale kicz na scenie jaki się pojawiał mnie zniechęcił. Dodatkowo zmęczenie też wzięło górę nad opuszczeniem koncertu przed czasem.

Cóż, znów muszę przyznać, że lepiej z krizem nie wchodzić w dyskusję, bo miał rację…