Przedwczoraj miała miejsce inauguracja połączenia autostradowego z Europą, a wczoraj miał miejsce w Berlinie koncert Opeth i Pain Of Salvation w Berlinie. Nie mógłbym być sobą aby po raz ostatni zobaczyć (w tym roku) moich ulubionych kapelek, a poza tym chciałem mieć podpisaną płytę Road Salt Two, którą to niestety nie podpisałem w Krakowie (znaczy sztukę podpisałem, ale nie swoją).
Droga do Berlina już nie jest drogą przez mękę. Jedyne co, to niestety trzeba przebić się do Strykowa, a dalej to już spokojna, przyjemna jazda. Tym razem celem było oszczędzanie paliwa a nie jazda na urwanie głowy. Myślę, że prędkość maksymalna na autostradach w Polsce jest adekwatna teraz do czasu przejazdu i spalania. Autostradę Stryków – Nowy Tomyśl zna każdy, więc nie będę zawracał czytającemu głowy tym odcinkiem. Skupię się tym ostatnim – Nowy Tomyśl – Świecko – pierwsze spostrzeżenie to takie, że na trasie jest więcej przejść dla zwierząt niż wiaduktów! Drugie to, że nawierzchnia jest równa jak stół, wszystko dopięte na ostatni guzik, nawet drzewka były dosadzane. To co widziałem po drodze daje nadzieje, że za rok będziemy dumni ze swoich autostrad – gdy przejechaliśmy przez most graniczny i wjechaliśmy na A12 w stronę Berliner Ringu można było poczuć, że standardy wykonania autostrad, normy stawiają naszą autostradę na wyższym miejscu.
Trochę utopijnie to napisałem, bo nic nie zastąpi też zdrowego myślenia. Co każdego z nas strasznie drażni na autostradach? Gdy wyprzedzają się TIRy, jeden ma prędkość 87, a drugi 88 na godzinę i jedziemy korowodem za ciężarówką wykonującą manewr wyprzedzania. W Niemczech na A12, do A10 zabroniony jest taki manewr (przez 50 km) przez co autostrada jest bardziej przejezdna i nawet normy, ekrany akustyczne i beton nie przekona, że białe jest czarne 🙂
Ale i tak, trzeba przyznać, jazda do granicy to czysta przyjemność. Ostatnio miałem przyjemność jeździć do Niemiec samochodem kilka lat temu i teraz nie mogłem poznać miejsc którymi jechałem, a poza tym samego przejścia, przez które już się nie przejeżdża. Wadą autostrady (jak na razie) jest to, że należy zatankować bo przez cały nowy odcinek nie ma stacji benzynowej.
Zostawmy już te opisy – spokojnie nie przekraczając przepisów jesteśmy w stanie dojechać w 6 godzin z centrum Berlina do Warszawy z przerwą na obiad i papieroskami w drodze.
A teraz tylko muzycznie! Klub muzyczny Huxleys Neue Welt w Berlinie był wczoraj wypełniony po brzegi (myślę, że było około 1-2 tysięcy widzów). Także i nasi tam byli 🙂 Ale, jeszcze muszę wspomnieć, że są pewne pozytywy imprezowania w Berlinie. Tam nie ma zakazu picia alkoholu na ulicy. Ba. Tam i w metrze kupisz piwo, a nawet je tam możesz spożyć 🙂 Specjalnie mam zdjęcie z piwem w ręku na tle radiowozu. W Polsce by to nie przeszło. 🙂
Pain Of Salvation zagrało domyślną setlistę:
- Road Salt Theme
- Softly She Cries
- Ashes
- Conditioned
- 1979
- To The Shoreline
- Diffidentia
- Linoleum
- No Way
Widać było, że publiczność zna kawałki, ale nie bawi się jak polska, czy węgierska. Moim zdaniem sztywniacy straszni. Nikt nie trzymał zespołu aby został na scenie – 50 minut i już.
Później Mikael z Opethem. Ten koncert dał mi odpowiedź na pytanie zadane w Teraz Rocku. Już wiem, że Opeth nie chce nic robić z Death Metalem, chce progresywnie, klasycznie sobie pograć. Aż przykro mi pisać te słowa, ale koncert ten był nudny jak flaki z olejem. Były chwile – „Still Life” i „Slither”. Ale nie udało się poruszyć tłumu, mnie też.
Co mi się podobało w Opeth to oświetlenie i sceneria, Martin Axenrot grający solo w Porcelain Heart.
A co mi się nie podobało? Żarty Mikaela. Może ma inne poczucie humoru niż ja, ale mi one nie przypadły do gustu. Wiem, że szydzi się z osób nie kupujących płyt, ale ja miałem ich cały plecak do podpisania a niestety go nie spotkałem. Ech, nie będę nic więcej pisał. Wiem, że jak koncert w Polsce będzie kosztował więcej niż 100 PLN to ja nie idę. Tylko plecy mnie będą bolały.
Idę spać, bo jutro znów w tę samą stronę jadę z samego rana (Deja vu), ale już służbowo!