Złoto, koka i tradycja

Dziś byłem w „Gold Museum” w Bogocie. Przyznam, że wiele się nauczyłem. Po pierwsze to to, że nasza historia pomimo tego, że jest długa to 15 tysięcznej historii nie pobije. Po drugie w życiu nie widziałem tyle złota co w muzeum. Po trzecie maski, które tak upodobałem w domu były używane w grobach, więc wieszanie na ścianie troszkę jednak nie pasuje.
Wszędzie widać symetrię, dodatkowo można było przeczytać o czczeniu niektórych zwierząt np. jaguara.

W niektórych opisach kultury w muzeum można przeczytać o bardzo ważnym elemencie tradycji – liściach koki. Tak się właśnie wtedy zastanowiłem, czy jednak ten element bardzo nie pomógł w tak szybkim rozwinięciu kultury 🙂 Ale z drugiej strony mając cały czas fazę nie byli w stanie oprzeć się Hiszpanom. Coś za coś 🙂

Oto trochę zdjęć które udało mi się zrobić:

Continue reading

Tradycyjny obiad

Dziś już w pełni świadomy tego co jem zjadłem świnkę morską – nie do końca morską, ale z rodziny.

Tak wygląda danie:

A tak wyglądają zwierzaczki (niestety zdjęcie słabej jakości):

A tak wygląda przyrządzanie potrawy, którą jadłem.

Co do jedzenia jadłem coś dziwnego, ale bardzo smacznego (nie pamiętam nazwy), ale jest to miks dwukolorowy – żółty to po prosty żółty ser, a ciemno czerwony to słodka coś a’la galaretka. Na poniższym zdjęciu można zobaczyć, że sprzedawane jest w folii, lecz dodatkowo galaretka jest w jeszcze jednej folii. Gdy chcemy skosztować, po prostu otwieramy opakowania i kładziemy jedno na drugie.
Całkiem smaczne, nie wiedziałem, że żółty ser razem z czymś bardzo słodkim może służyć jak katalizator słodkości.

Pierwszy dzień w Bogocie

Dotarłem, jestem, mam się dobrze. Lot z Warszawy do Bogoty rozpocząłem o 7 rano a zakończyłem o 22 giej (16ta czasu lokalnego). Specjalnie aby nie mieć tzw. JetLega trzymałem się dzielnie jeszcze sześć godzin, zwiedzając centra handlowe i knajpki 🙂

Tym razem nie mieszkam w hotelu, lecz w apartamencie, wynajętym przez lokalny oddział mojej firmy dla pracowników przyjeżdżających na jakiś czas. Strasznie bałem się, że będzie to dziura zabita dechami, a śniadania będę musiał zjadać na mieście próbując gestami wytłumaczyć co bym chciał zamówić (tak jak pisałem kilka razy podczas wcześniejszych podróży – prawie nikt nie zna angielskiego).
No i się zdziwiłem. Specjalnie porobiłem zdjęcia, bo jest na co popatrzyć. Urządzenie mieszkania jest kwestią gustu, jednakże rozmiar i lokalizacja zapiera dech w piersiach. Apartament znajduje się na ostatnim (5tym piętrze) budynku. Wchodzimy i pierwszy rzut okiem na salon:

następnie za salonem znajduje się taras z odsuwanym dachem:

żeby tego było mało na tarasie znajduje się też siłownia:


Wracamy do wejścia i patrzymy w lewo,


po lewej znajdują się drzwi do toalety

i do pokoju:

Idziemy dalej – tu znajduje się mój pokój:

razem z łazienką

i… jacuzzi

Wracamy na taras lecz wcześniej wejdźmy do kuchni. Nie wiem czemu te wszystkie garnki są na wierzchu i nie ma czajnika, ale jakoś sobie rano poradziłem z poranną kawą.

w lodówce z wczoraj znajduje się jedyny artykuł spożywczy:

oto kilka widoków z tarasu:

Hint

W piątek pisałem jakoś o drodze Konstancin-Wilanów, a teraz szybciutko o drodze w drugą stronę. Przez długi czas fotoradar był zamalowany farbą, przed zjazdem do jednego pasa. Dziś był czyściutki i niestety też załadowany.

Było blisko :)

W czepku urodzony, no inaczej nie mogę tego skwitować.

Codziennie, już od tygodnia policja czyha w godzinach wieczornych przy drodze z Konstancina do Wilanowa w okolicach Powsinka. A jak nie Powsinek to na Wiertniczej, po prostu stały fragment gry w obliczu dziury budżetowej.

Gdybyście dni wcześniej widzieli „miśków” celujących laserowym radarem – współczułem wtedy złapanym, bo niemalże oczekiwałbym od strony policjanta  tekstu – „A gdyby tu wasz synek z grupą stuosobową odlatywał i każdy z rodziców chciałby wejść, to jaki byłby tłok…”  (na prostej dwupasmowej drodze z widokiem po obu stronach na pola uprawne z ograniczeniem 60km/h).

Sposób jest prosty na jazdę tam, po prostu mieć 500 metrów wcześniej wabia i nawet gdyby jechał zgodnie z przepisami to w miejscu gdzie stoją miśki to i tak wciśnie hamulec. Idealnie się sprawdzał do dnia dzisiejszego.  Dziś jednak widząc, że mgła spowiła całą okolicę troszkę przyspieszyłem na tym odcinku z ograniczeniem prędkości rodem z filmu Miś, pomyślałem, że nie da się używać laseru w takich warunkach.

A jednak… Stali przed zakrętem, jednak zauważyłem ich już będąc lekko spalonym, bo mogłem już zostać namierzonym. Lepiej jednak schować się przed inny samochód i mieć nadzieję, że przy tej ilości samochodów to zatrzymają tego przed 🙂 Nie zatrzymali żadnego z nas więc trzeba znów przyspieszyć. Dojeżdżam do świateł i widzę, że zbliża się coś szybko do mnie, więc jako kulturalny kierowca z poznańskimi numerami zjechałem od razu na prawy pas dając możliwość rozpędzenia się samochodowi z tyłu. Jednak on zdębiał i zjechał na mój pas, patrzę na markę Opel Vectra. Pierwsza myśl – no to już mam mandat, patrzę dalej kamerka – eeee… spoko taką też mój autorski ADVR obsługuje. Zwolniłem prawie do wartości brzegowych, wyłączyłem głośno i szybko grające Virgin Snatch i czekam na znak w postaci lizaka.  Jechał chwilę za mną, zorientował się, że ja już wiem, Zmienił pas na lewy i powolutku dojeżdżał aby zrównać samochody… Byłem gotowy i uśmiechnięty patrząc w lewą stronę czekając (miałem nadzieję że wraz widzami TVN Turbo) na znak… Jednak nie… Dojechaliśmy tak do McDonalda, a tam panowie pojechali z powrotem a ja do domu..

PS. To była ciemna Vectra z rejestracją WWL

nie a może tak?

Było sobie małe dziecko, oczekujące na ciepło rodziców i ich miłość, rodzice natomiast byli zajęci pracą i dodatkowo jedno z nich rządne było cały czas  byciem lepszą i najlepszą. Dziecko dorastało, jedno z rodziców wyprowadziło się z domu, nie czując jakiegokolwiek rodzinnego charakteru. Oboje rodzice lubili się zabawić, lecz nadal nie dziecko, tylko dobra impreza dawała radość obojgu – oczywiście spędzając je osobno. Czas, wyprowadzki jednego z rodziców nie był żadną udręką, bo drugie od razu wyprowadziło się do rodziców, którzy mogli dziecko przytulić i wychować, gdy dwoje rodziców wspólnie ale już oddzielnie imprezowało… ale bez dziecka i czując się wolnymi. A gdy nie była to zabawa to musieli sobie wspólnie dopiec i robić nadal  karierę wmawiać wszystkim jacy są zajebiści.

dobrawku, ja myślę że ty i b* rozwiedliście się nie dla świętego spokoju

Więcej szczęścia niż rozumu

Zaczynam się zastanawiać, czy to dobre i dokładne wyliczenie czasu pracy, czy po prostu szczęście, ale mam coś takiego że praca w stresie uskrzydla, czym większy stres tym pracuję wydajniej, niestety zaraziłem tym moich współpracowników. To co zrobiliśmy wczoraj to woła o medal lub o premię i medal… Ale i tak bez tego chwila po sukcesie jest bezcenna!

I nasze motto – „Damy radę! Na jutro??!?!?„. Dzięki chłopaki!

Szczęśliwy idę zaraz spać, bo jutro tylko bezstresowa droga do Poznania samochodem…

Stucked pixel

Od tygodnia chodziłem na siebie wkurzony bo w nowo zakupionym telewizorze LCD (marki nie wspomnę, ale na S i 6tej generacji) pojawił się czerwony pixel, czyli tak zwany zablokowany (stucked) pixel. Prawie jestem pewien, że na początku – po zakupie – go nie było; 10 dni minęło od zakupu, reklamacja u producenta. Przeszukałem cały internet doktoryzując się w martwych i zablokowanych pixelach. Dowiedziałem się, że według norm to jeden pixel to nie jest podstawa do reklamacji. Oglądając telewizję, włączając PS3, skupiałem się dokładnie na tym punkcie, wkurzałem się jeszcze bardziej. Próbowałem podłączać komputer i używać różnych programów które zmieniając szybko kolory, według autorów i teorii miały odblokować ten cholerny czerwony zablokowany pixel. Ale nic to nie dało… Pukanie, czy wycieranie też nic nie pomogło. Czekała mnie reklamacja, albo chociaż jej próba i wytłumaczenie że jest to wada i mam gdzieś normy.

Przed pojawieniem się mojego problemu zamówiłem sobie dekoder z nagrywarką HD aby móc wykorzystywać telewizor, bo sygnał analogowy mnie po prostu zniechęcił do telewizji – monter miał przyjść w środę czyli wczoraj. Gdy już się pojawił pixel (jeszcze nie monter) obiecałem sobie, że spróbuję walki z reklamacją, ale już po instalacji dekodera, bo nie miałbym nawet na czym sprawdzić czy działa.

Wczoraj więc, dekoder został zainstalowany, ja spędziłem trochę czasu, marnując go, oglądając telewizję (z dodatkowym czerwonym wnerwieniem). Dzień dzisiejszy oczekiwał na reklamację – zanosiło się na ciężkie przejścia, ale… włączam po przyjściu z pracy telewizor i??? czerwony pixel się przestraszył i zniknął 🙂

Nie żartuję! Robiłem cuda aby go znaleźć, ale po prostu go już nie ma! Z definicji był to zablokowany pixel, więc się odblokował… Ale jak?

Co mogę dziś stwierdzić? Dobry dzień to był!

Wakacje

Przymierzałem się przez miesiąc, aby pojechać w góry z synem przed świętami, chciałem spróbować nauczyć go jeździć na nartach, spędzić wspólnie czas, jednakże „nie” bo nie, czy po dobroci, czy po złości, matka wie lepiej pomimo tego, że sąd zasądził co innego. Dlatego też na znak protestu na brak odzewu  i konieczność odwołania całego wyjazdu nie pojawiałem się u syna przez dwa tygodnie z powodu matki mającej monopol na nawet pierdnięcie syna. Wiem, że jedni powiedzą krzywdzisz syna nie pokazując się, drudzy zauważą że matka też krzywdzi nie pozwalając ojcu wziąć syna na ferie. Jak to zawsze bywa prawda leży po środku i oba zachowania są godne potępienia!

Już załamany, że się wynudzę w domu przez ten czas, zaakceptowałem najnudniejszy urlop w moim życiu, lecz ku mojemu zostałem zaproszony do Ameryki Południowej, dla odmiany do Kolumbii 🙂
Tak więc kochana dziewczyna z tej mamy mojego syna, dzięki jej uporowi i złośliwości po raz drugi w tym roku zobaczę Bogotę. Niestety nie pojeżdżę na nartach, ale da się przeżyć. W czasie przerwy świątecznej odrobię to… Opowieści jak zawsze będę dorzucał na blogu.

Reasumując: Nie rób drugiemu, przez pryzmat zawiści, co Tobie nie miłe, bo może okazać się to dla tej osoby dużo milsze, niż Twoja największa radość ze zwycięstwa!