Nie wiem czemu, ale zawsze muszę poznać wszystkie możliwe warunki podróżując w zimę do Krakowa. Myślałem, że najbardziej traumatycznym przeżyciem będzie moja podróż 10 lat temu maluszkiem (mając miesiąc prawo jazdy), gdzie napotkałem wszystkie możliwe utrudnienia atmosferyczne… Ale ten weekend nie był lepszy.
W piątek wyszedłem z pracy kwadrans po drugiej aby spokojnie dojechać. Wyglądało dobrze… do Radomia, skąd wlokąc się maksymalnie 70km/h po białej drodze dotarłem do Miechowa, gdzie zauważyłem, że drogi już są bardziej odśnieżone, a zamiast śniegu pada deszcz. W Krakowie byłem około 20tej.
Dziś rano w Krakowie napadało około 30 centymetrów śniegu, ale około drugiej znów zaczął padać deszcz, podjąłem decyzję o wyjeździe. Najgorszy był wyjazd z Krakowa, około godziny trwała moja podróż do Miechowa, lecz nie było to spowodowane warunkami, a korkami. Droga, jak na zimę wyglądała dobrze – trochę błota pośniegowego, nawet policjanci w nieoznakowanych wozach się pojawiali. Więc nie było źle. Już w Kielcach liczyłem, że maksymalnie o w pół do siódmej będę w domu… Radom… czarno na drodze, obwodnica Białobrzegów, pada ale czarno. Grójec… Szok! Biało, całkowicie biało… Na bielutkiej trasie przebyłem do Janek, gdzie stanąłem w korku. Na radyjku słychać było co jakiś czas, że ktoś wpadł do rowu. Odbiłem w Jankach na Wypędy, a tu jeszcze większy szok. Śnieg, którego ilością zachwycałem się w Krakowie to nic… Bo dwa razy tyle leży w Warszawie. Jakoś dojechałem… Godzinę po wyznaczonym przez siebie terminie, ale… Tak jak wielu polecało, gdybym pojechał pociągiem to ani bym do Krakowa nie dojechał, ani z niego nie wrócił. A tak to bardzo fajny weekend spędziłem.