Dzisiejszego wieczora podpanę wielu fanom Black River, może też „wujkowi Krizowi”.
Spodziewałem się po drugiej płycie Black River czegoś tak samo doskonałego jak pierwsza płyta, ze zniecierpliwienia zrobiłem zamówienie przed premierą, wybrałem formę przesyłki – kurier. Czekałem… W dniu premiery na stronie zespołu pojawiły się wszystkie utwory. Spróbowałem je przesłuchać, lecz jakość ich nie sprostała moim oczekiwaniom jak i gustowi muzycznemu, więc poczekałem dzień, kiedy otrzymałem płytę.
Nie pisałem od razu tego, co po kilku przesłuchaniach czułem, chciałem się jakoś przekonać do płyty, ale niestety nie mogę inaczej (teraz to już po kilkudziesięciu) – spodziewałem się o wiele, wiele więcej.
Pierwsze skojarzenie po przesłuchaniu płyty – fajny Rock’n’Roll w wykonaniu przesterowanych gitarek i super wokalu. Dużo niebanalnych solówek, lecz… zero wyrazu i własnego stylu – płyta jest eklektyczna (za co plus), jak dla mnie słychać fascynację Motorhead, Danzig i starym mocnym rockiem. Ale także w kawałku Loaded Weapon niewprawny słuchacz może mieć problem z rozróżnieniem, czy to Rootwater, czy Black River (no może tylko technicznie – nic więcej).
Co jeszcze mi się nie podoba? Jak już pisałem wcześniej, Black River swoim wcześniejszym stylem – własnym, jedynym, niepowtarzalnym – zabijało nowatorstwem, teraz mógłbym zakwalifikować po prostu Stoner Metal i nic więcej. Dodatkowo wygląda, że płyta była nagrywana na „szybciocha”, nic nie zaskakuje… Nie wiem, ale jakoś brakuje mi „jaja” z którym nagrywana była to pierwsza, może Taff za dużo gra z Rootwater, nie wiem…
Moja subiektywna ocena 2/5. Najlepszy kawałek – „Breaking the Wall”.
kriz says:
Niestety – muszę się zgodzić. Choć…
Słuchałem tej płyty na razie ze 3-4 razy, może za mało. Ale faktycznie – wydaje mi się, że zabrakło pomysłów. Brzmienie fajne, mocne, southernowe, o to chodzi, Ale nie, na pewno spodziewałem się więcej.
Są dwa-trzy utwory – np takie „Too Far Away” i „Lucky in Hell” – super riff i jazda jak trzeba. Zdecydowanie się wybijają.
Ale jest dobra widomość… Wlaśnie wróciłem (wrócilśmy z Madzikiem, bo ona bardzo lubi) z koncertu rzeczonych panów (support przed Behemoth) i na żywo te piosenki nabierają więcej mocy. Występ choć krótki to bardzo udany. Płyta zakupiona (mimo wszytko) i podpisana. Bardzo miły wieczór.
I na koniec żarcik (sam wymyśliłem:)…
Ciekawe, czy na dzisiejszym koncercie będzie Doda…? Ale nie chyba nie. Chyba już zwinęła z Krakowa swój majdan….
😉
Dobranoc.
kriz says:
PS. “Black’n’Roll” oczywiście kupiona i podpisana 😉