W trakcie porządków przedświątecznych (w przerwach pomiędzy widywaniem się z synem), w zasadzie oprócz mycia okien, przejechania mopem dwa razy balkonu i zawieszeniu ostatnich karniszy wraz firankami to najwięcej czasu zajęło mi porządkowanie moich ukochanych płyt, po tylu przeprowadzkach musiałem je odświeżyć, posortować, znaleźć pudełka… I… Od razu niektóre przesłuchać.
Od wczoraj męczę Lux Occultę. Teraz po latach można wyczuć, że była to jedna z najznakomitszych polskich kapelek nurtu Black Metalu. Trudno zdefiniować czy na pewno Black, bo dużo różnych nurtów się w tej muzyce objawia.
Po tylu latach niesłuchania, przypomina mi się, jak zdzierałem kasetę (pamięta jeszcze ktoś?) w moim walkmanie z autoreversem demo Forgotten Arts i nie zapomnę gdy na koncercie promującym płytę Dionysos miałem możliwość zakupu kompilacji Maior Arcana, gdzie znalazłem moje ukochane utwory. Jednakże od wczoraj ciągle i wszędzie słucham My Guarian Angel – genialna płyta.
Można tak wiele słów napisać o ich muzyce i cały czas ich chwalić, ale będąc szczerym, strasznie zawiedziony byłem i nadal jestem ostatnią płytą The Mother and the Enemy, po prostu nie jestem w stanie jej przesłuchać. Według mnie jest to płyta strasznie „sucha” muzycznie, taki komercyjny black.
Już nie smucę… Ciii… leci właśnie Opening of Eleventh Sephirah…