Pamiętacie moje narzekania i płakania, a później euforię? To nie było ostatnie słowo tego telewizora 🙂 W święta, obudziłem się i zobaczyłem co pół centymetra paski w szerz, z daleka wyglądało to tylko jak zniekształcony (z przeplotem) obraz. Co robić? Dzwonić po serwis!
Serwis został wezwany, ale karta gwarancyjna (pomimo posiadania dowodu zakupu) była wymagana podczas rozmowy z konsultantem. Zgadnijcie co usłyszałem na samym początku? Proszę zresetować do ustawień fabrycznych.
Zrobiłem to i niestety linie nadal obraz zniekształcały. Zadzwoniłem ponownie. Cała procedura zgłaszania sprzętu trwała maks 5 minut, następnie usłyszałem, że w ciągu dwóch dni odezwie się do mnie punkt serwisowy. Odezwał się w ciągu 3 (dosłownie trzech) godzin! Tego samego dnia miałem wizytę dwóch smutnych Panów ze śróbokrętami, a jeden z nich miał aparat fotograficzny. Panowie rozkręcili telewizor, zrobili zdjęcia – ja w tym miejscu muszę dodać, że telewizor składa się z małej płyty głównej, zasilania i większość miejsca zajmuje matryca (może ze trzy kabelki pomiędzy tym wszystkim) – skręcili stwierdzając, że zamówią część i będą ze mną w kontakcie…
Tak minął tydzień… W środę telefon z serwisu, że mają część i chcą się umówić. Nie mogłem, więc umówiliśmy się w czwartek.
Czwartek – Wpadam lekko spóźniony, przed moją klatką stoją inni Panowie z wielkim pudłem. Pytam – Panowie pod szóstkę? Tak – odparli. Okazało się, że w pudełku była cała, nowa matryca. Wzięli, wymienili… I?
Nic!!! Ciemność widzieliśmy!!!
Konsternacja.
Jeden do drugiego – „Weź wymień kontroler ze starej!” Tak zrobili.
I? Jasność, bez pasków, wreszcie zobaczyliśmy!