Rzadko spotyka się takie festiwale gdzie nie ma „przerwy na piwo”, a dodatkowo czas pomiędzy wykonawcami nie pozwala nawet na lekki odpoczynek przy złocistym trunku. Dla mnie taki właśnie był Metal Hammer Festival.
Dotarliśmy z Krakowa około 15 specjalnie tak, aby obejrzeć Katatonię. Szwedzi zagrali długo, nawet sięgnęli po utwór z Brave Murder Day. To co mogło zdziwić to na jednym utworze, gdzie perkusja była lekko zakręcona na początku utworu zamiast zagrać na żywo słychać było ten instrument z taśmy i gdy nie sprawiała kłopotów perkusista użył pałeczek 🙂 Nagłośnienie poprawne, troszkę wokal za cicho, ale dla mnie dobry występ.
Następny z kolei był zespół, o który toczyłem boje, a nawet pisałem na blogu… Pain Of Salvation. Po obejrzeniu ich na żywo muszę stwierdzić, że odszczekuję wszystko co napisałem. Musiałem jeszcze przyznać publicznie, że dałem ciała oceniając tę kapelkę. Tak energicznej muzyki na koncercie chyba nigdy nie widziałem. Dodatkowo strasznie technicznej… Szkoda, że tak krótko, a dodatkowo mniej publiczności niż na innych zespołach… Może z tego samego powodu jak moja pierwsza ocena, nie za bardzo znana w Polsce…
Dalej Riverside, tłum na płycie, publika bawiła się idealnie, zagrali całą płytę ADHD, a zakończyli Panic Room’em…
Opeth, dał niezły popis swoich możliwości, kończący Deliverance poniósł chyba każdego, kto się w Spodku znajdował. IMHO – najlepszy kawałek festiwalu.
Dochodzimy do Korna… I tu kilka słów spostrzeżeń, gdy wychodziliśmy na szybkie (znajomi już na dłuższe) piwo po koncercie Opetha można było zauważyć „wymianę” – podczas gdy fani progresywnego metalu wychodzili, wchodzili młodzi fani nu metalu z koszulkami Korn. Można więc stwierdzić, że Korn pasował do innych kapelek jak pięść do nosa.
Ale, ja osobiście poszedłem na kilka utworów, kawałki znałem, publika dobrze się bawiła, ale kicz na scenie jaki się pojawiał mnie zniechęcił. Dodatkowo zmęczenie też wzięło górę nad opuszczeniem koncertu przed czasem.
Cóż, znów muszę przyznać, że lepiej z krizem nie wchodzić w dyskusję, bo miał rację…
kriz says:
To ja jeszcze pomarudzę…
1. Rzadko, nie „żadko” 😉
2. Katatonia nie zagrała nic z „BMD”. Kawałek o którym pewnie myślisz to „Saw You Drown” z „Discouraged Ones”.
Poza tym wszystko się zgadza 🙂
Do następnego razu.
dobrawek says:
1. Bo w Krakowie byłem 🙂 I pisałem w wolnym czasie 🙂 Już poprawiam.
2. Zjebawszy… myślałem, że to z BMD… Ale nie mam pamięci do nazw.