Tak sobie właśnie myślę, po wpisie poprzednim, że muszę coś napisać…
Półtora tygodnia temu byłem na wyścigu cartingowym, firmowym… Jako, że byłem wtedy opiekującym się synem to pojechałem z nim. Syn okazał się super synkiem, bo zobaczył trofea i poprosił abym zdobył puchar dla niego, ja bez żadnego wcześniejszego zastanowienia odpowiedziałem „Spoko Krzysiu, będziesz miał”. On, dopingował tatę i bawił się przednie, prezes został ulubionym wujkiem 🙂
I pojawił się problem – po treningu i kwalifikacjach pojawiłem się w finałach ale… na piątej pozycji. Myślę sobie – „No to ryfa” obiecałem, a przecież całość wymagania od siebie opiera się na obiecankach (spełniankach), więc muszę dać z siebie wszystko aby chociaż to 3cie miejsce mieć… I gdy stanąłem na starcie poczułem zew wojownika – na pierwszym okrążeniu wyprzedziłem zawodnika przede mną a w połowie wyścigu wskoczyłem na trzecią pozycję. Razem z synem weszliśmy na podium a ja odetchnąłem. Spełniłem obiecankę… Teraz jego kolej 🙂