Niestety pożyczone C1 zostało oddane i otrzymałem firmowego Berlingo. Nigdy, ale to nigdy nie spodziewałem się, że coś takiego może jeździć, a dodatkowo zastanawiam się, kto tak o niego dbał. Możecie nie uwierzyć, ale samochód z zewnątrz wygląda niczego sobie, z papierów wynika że ma silnik 1.4 benzyna (miałem kiedyś Xsarę z takim silnikiem – o dżizas i nawet znalazłem w trakcie pisania tej notki jej autotest – nic w przyrodzie nie ginie). Wydawać mogłoby się, że jest nieźle, ale wytrawne oko zauważy, że para kół tylnych już nie stoi pod tym samym kątem. Nie jest źle. Odpalam samochód – ruszam. Ruszyć nie mogę, czuję jakby silnik pracował na trzech cylindrach. Dalsza jazda to nauka pokory – maksymalne obroty jakie udało mi się wykrzesić to 4500, na czwórce pojechał 90 a maksymalną prędkość na piątce 110. No może 115 jadąc z wiaduktu. Kolega mówiąc mi o tym samochodzie śmiał się – „Uważaj bo Solaris Ciebie wyprzedzi”. Nie wyprzedził, ale ze świateł do 30tu oddalał się ode mnie, pomimo tego, że miałem „gaz podłogę”. Wyprzedzania, dzięki pierwszemu mojemu samochodzikowi – maluchowi, nauczyłem się przy małej mocy i braku możliwości redukcji i to dziś bardzo się przydało. Cóż, wniosek jest jeden – nie narzekaj 🙂
PS. Klimatyzacji oczywiście nie miał, a fotel kierowcy zachowywał się jak fotel bujany.