Jakoś nie chciałem pisać czegokolwiek związanego z polityką, ale w związku z tym, że mnie w dzień „W” nie będzie to muszę się usprawiedliwić.
Gdybym był w Warszawie w tę niedzielę to i tak bym nie poszedł na referendum. Nie mam ochoty strzelać w ciemno. Jeśli miałbym możliwość uczestniczenia w wyborach to na pewno bym w nich uczestniczył – wtedy wiem, że głos mój trafia w poczet kandydata. A nie słowa „NIE”. Bo słowem „NIE” to za dużo nie zdziałano, prócz tygodnika i… wódki 🙂
Tak sobie dziś jechałem samochodem z domu do pracy (jechałem, a nie stałem w korku… i tak jest już od otwarcia POW) i rozmyślałem HGW czy Lech? Lecha lubię, szczególnie tego zielonego w puszce, ale do rzeczy – to co sobie uzmysłowiłem w trakcie jazdy (a że trwa 6 minut a nie 30 jak dawniej to może coś pominąłem) to fakt że nie było tak źle: Veturilo, wiadukt Jerozolimskie-Łopuszańska, most Północny, Nowolazurowa, SKMki, II linia metra, Kopernik, remonty weekendowe (w tym moja Ryżowa), a wcześniej dwa wiadukty w linii Jerozolimskich od Dw. Zachodniego. Z drugiej strony Muzeum Powstania Warszawskiego i niedokończony wiadukt przy Galerii Mokotów.
Może nie pałam sympatią do HGW, ale jeśli nie mam kogoś lepszego do wyboru (a do tych wyborów tylko rok), to po co mam sobie „nasrać” w ogródku. Jadę na grzyby… wracam po zamknięciu lokali wyborczych.