Wigilia, wigilia i już po wigilii. Drugi raz pod rząd odbywała się u mnie – syn odwieziony na drugą, dziadkowie do domu, a ja spokojnie zabiorę się za wpis.
Wczoraj, już po przygotowaniach, gdy młody już dawno spał zerknąłem na bloga i poskakałem po wpisach od początku jego trwania i myślę, że z roku na rok jest lepiej. Dobrze jest mieć taką historię, bo o wielu rzeczach z tamtego czasu już zapomniałem. Dlatego też zabrałem się za gryzmolenie następnego wpisu – za jakiś czas może też przeczytam go z nostalgią.
I już 🙂 O życiu już. Po co więcej? Przecież lepiej spróbować podsumować bieżący rok!
Największym dla mnie osiągnięciem tego roku było zobaczenie na żywo aż trzy razy Pain Of Salvation na żywo. (A poznałem ich półtora roku temu – co skutkowało takim głupkowatym wpisem, który odszczekałem wiele razy i po dziś dzień się wstydzę. Ale cóż, każdy popełnia błędy!). Koncert w Inowrocławiu, myślę, był najbardziej kameralnym i chyba najlepiej go zapamiętałem.
Z na największe odkrycie tego roku uważam kapelkę Joseph Magazine ze swoim debiutem Night of the Red Sky.
W branży płytowej też dużo się działo, więc może spróbuję uplasować najlepsze płyty tego roku, według, oczywiście, mojego subiektywnego gustu.
- Pendragon – Passion (Nie lubię nudy, ale ta płyta ma moc! Zagrana z pasją – katowałem strasznie długo, mistrzowski kawałek – dla mnie utwór tego roku – This Green And Pleasant Land)
- Pain Of Salvation – Road Salt 2 – spodziwałem się więcej po kapelce, którą, mówiąc niedosłownie, kocham. Ale! Płyta bezwzględnym atrybutem fana progresywnego grania – mój typ – typów jest wiele, ale niech będzie – Conditioned. Through the Distance też jest niczego sobie 😉 The Deeper Cut też… Sorry, nie jest na pierwszym miejscu bo nie budzi we mnie takich emocji jak np. Remedy Lane.
- Samael – Lux Mundi – Ta płyta zdziwiła mnie w sposób bardzo pozytywny (totalnie inaczej niż Above), czuć kilmat Passage (a chyba najbardziej w Pagan Trance a mi najbardziej podoba się Soul Invictus)…
- Septic Flesh – Great Mass – od „małego” jestem fanem tej kapelki, w mojej płytotece brakuje już tylko rzadko spotykanej na aukcjach płyty Esoptron (Ale w końcu się przemogę i wydam te 100-150$. Mam nadzieję, że jakąś okazję jednak się trafi). Tu opisałem płytę więc po co się powtarzać.
- Megadeth – Th1rt3en – tu podejdę inaczej z opisem, będzie prosty – Gdyby Metallica umiała wrócić do klimatu z przed lat a nie nagrywać badziewia to nazywałaby się Megadeth.
- Morbid Angel – Illud Divinum Insanus – tę płytę można kochać lub nienawidzić. Ja jestem z tych pierwszych, jest inna i za to ją cenię. A uwielbiam kawałek – I am Morbid.
- Animals As Leaders – Weightless – nie jest to płyta olśniewająca, ale ten rodzaj grania już usłyszeliśmy na debiucie, więc piania nie usłyszycie. Według mnie, mówiąc kolokwialnie, jest bardziej pogięta ale przyjemnie się słucha. Szkoda, że nikt nie sprowadza i nie sprzedaje płyt Animals As Leaders do Polski. By być oryginalnym zostaje kupowanie na eBayu.
- Opeth – Heritage – Tu dłuższa wstawka z mojej strony. Ja już widziałem trasę koncertową w Berlinie. Mogę przysiąc że plecy z nudów mnie bolały stojąc na koncercie. Ale… Płyta jest warta posłuchania. Na koncert aż tak nie trzeba, bo nie jest aż tak fajny jak wcześniej, kilka lat temu. Fanom starych kawałków radzę zaprzyjaźnić się z płytą przed koncertem. Ale ja sobie tłumaczę, że płyta ta nie jest jakimś wybrykiem Mikaela ale, myślę, że Still Life była pierwszą próbą przed Heritage…
- Anathema – Falling Deeper – znów płyta która według wielu jest słaba, a według mnie jest tym samym co Lux Mundi – takim szybkim powrotem do starych lat, ale nie chcąc poprzez nią stracić dorobku ostatniego dziesięciolecia.
- Decapitated – Carnival Forever – każdy fan mocnego grania sięgnie po tę płytę a nie po Behmotha 😛
Gdyby ktoś zapytał czemu tu nie ma Stevena Willsona to jest – miksował Opetha i Anathemę, reszta tego roku w jego wydaniu została specjalnie pominięta. Jedyne co uwielbiam to kawałek Drawing the Line z Porcupine Tree, ale było to lata temu 😉 Czemu się obrażam? Gdyby ktoś chciał aby go spróbować przekonać do Wilsona to na YouTube nie zachęcę, na przykład do posłuchania mojego kawałka, bo po prostu go nie ma (został wycięty). Cóż pazerność rodzi niechęć i tyle.
PS. Wszystkie opisane płyty Mikołaj przynosił pod choinkę cały rok i stoją na półce. Porcupine Tree też 🙂
UPDATE: Zapomniałem wspomnieć w moim podsumowaniu o płycie będącej naprawdę wartą uwagi: Redemption – This Mortal Coil. Może nie pasowała do wpisu i pominąłem ją celowo, bo jeszcze nie mam jej w dyskografii w postaci CD, ale na pewno będę ją miał. Progresywne, bardzo techniczne granie, jest co posłuchać. Bardzo polecam!