Dzisiaj obejrzałem w końcu od tygodnia jakieś polskie wiadomości w telewizji i informacją, która pojawiała się wszędzie to Manifa. Po obejrzeniu tych wszystkich reportaży aż zachciało mi się coś napisać na blogu, który od czasu moich ciągłych wyjazdów zaniedbywałem.
Zacznijmy od tego, że moje spostrzeżenie jest totalnie nieobiektywne, a dodatkowo, przed jakimkolwiek komentarzem muszę uprzedzić, że trochę „zniewieściałem” po rozwodzie i sam zajmuję się domem, a także synem gdy jest u mnie.
Wydaje mi się, że feministyczne hasła manify mogły trafiać, ale nie teraz tylko kilka lat temu. Spróbuję to dowieść.
Na początek chciałbym nadmienić, że przez ostatnie dwa lata moim szefem była kobieta i przyznam, że była to najbardziej bezproblemowa współpraca z jaką miałem do czynienia. A dlaczego nie jest moją szefową? Bo awansowała wyżej.
W amerykańskich korporacjach pluralizm jest bardzo ważny, aby kolor skóry czy płeć nie miał znaczenia – Jest to już nawet (moim zdaniem) wykrzywione bo na niektóre stanowiska ustawia się osobę, która nie powinna się tam znajdować, ale politycznie i wizerunkowo jest najlepszym posunięciem (czyli ściema). Nie mówię tu o jakimiś przypadku, ale próbuję pokazać, że bardzo ważna w większości korporacji jest kwestia równouprawnienia. Bardziej ważny jest PR a nie wiedza merytoryczna.
Idąc dalej, a może powracając do moich podróży (notabene jutro zacznę następną) popatrzmy na personel pokładowy, który w większości linii lotniczych zdominowany jest przez kobiety. I tu zapytam czy jest to seksistowskie czy nie? Ale istnieją linie które sądzą że jest to seksistowskie i nie zgadniecie jakie to linie? 🙂 Ostatnio w piątek leciałem LOTem do Warszawy z męskim personelem i sam zastanawiałem się, czy to efekt parytetów. Już sam nie wiem, ale wolałbym aby obsługiwała mnie stewardessa niż steward. Ale jak widać są linie lotnicze zrywające z seksizmem 🙂
Cofając się jeszcze bardziej do Turcji – pracowałem (i od wtorku znowu zacznę) z zespołem programistów piszących system zarządzania/autoryzacją urządzeń samoobsługowych. Zgadnijcie kto był w teamie? Facet, dwie kobiety i ich menadżer (kobieta). Muszę niestety przyznać, że najsłabszym ogniwem w tym zespole jest facet, który po prostu nie umie programować i aby przyspieszyć ich proces przeglądałem jego kody i przepisywałem aby mi już głowy nie zawracał. Kobiety bardzo szybko się uczyły i współpraca układała się pomyślnie pomimo tego, że w pewnym momencie kiedy udzieliłem (dla mnie oczywistej) odpowiedzi usłyszałem słowa samokrytyki – „Ty chyba cały czas myślisz, że ja jestem głupia?”. Oczywiście dla mnie odpowiedź była tylko jedna i szczera – „Jak ktoś się nie myli to nic nie robi…”. I stale tak myślę. Ta współpraca utwierdziła mnie także, że kobiety umieją pisać oprogramowanie (i nie muszą być [to seksistowskie] ani-świnkami i ani-morskimi ;)).
Popatrzcie więc – kraj muzełmański – da się? Myślę, że u nas też się daje, ale my Polacy (i Polki) mamy taki zwyczaj że zawsze jest nam źle i zawsze narzekamy.