Dotarłem, jestem, mam się dobrze. Lot z Warszawy do Bogoty rozpocząłem o 7 rano a zakończyłem o 22 giej (16ta czasu lokalnego). Specjalnie aby nie mieć tzw. JetLega trzymałem się dzielnie jeszcze sześć godzin, zwiedzając centra handlowe i knajpki 🙂
Tym razem nie mieszkam w hotelu, lecz w apartamencie, wynajętym przez lokalny oddział mojej firmy dla pracowników przyjeżdżających na jakiś czas. Strasznie bałem się, że będzie to dziura zabita dechami, a śniadania będę musiał zjadać na mieście próbując gestami wytłumaczyć co bym chciał zamówić (tak jak pisałem kilka razy podczas wcześniejszych podróży – prawie nikt nie zna angielskiego).
No i się zdziwiłem. Specjalnie porobiłem zdjęcia, bo jest na co popatrzyć. Urządzenie mieszkania jest kwestią gustu, jednakże rozmiar i lokalizacja zapiera dech w piersiach. Apartament znajduje się na ostatnim (5tym piętrze) budynku. Wchodzimy i pierwszy rzut okiem na salon:
następnie za salonem znajduje się taras z odsuwanym dachem:
żeby tego było mało na tarasie znajduje się też siłownia:
Wracamy do wejścia i patrzymy w lewo,
po lewej znajdują się drzwi do toalety
i do pokoju:
Idziemy dalej – tu znajduje się mój pokój:
razem z łazienką
i… jacuzzi
Wracamy na taras lecz wcześniej wejdźmy do kuchni. Nie wiem czemu te wszystkie garnki są na wierzchu i nie ma czajnika, ale jakoś sobie rano poradziłem z poranną kawą.
w lodówce z wczoraj znajduje się jedyny artykuł spożywczy: