Nie chciałem tego pisać wczoraj, lecz wczoraj wracając do hotelu zaczepił nas jakiś „lump”, chciał ognia. Został po prostu zignorowany… Po jakiś 300 metrach okazało się, że idzie za nami i wyzywa nas, że nie daliśmy mu ognia. Oczywiście, po polsku mu powiedziałem słowo (część prezydenckiej sentencji, ale bez słowa dziadu). W tym momencie koleś wyjął nóż i zaczął w języku angielskim mówić jak śmiałem. W tym momencie wszyscy, a było nas trzech po prostu wzięliśmy nogi za pas, co było dziwne, to to że gonił nas prawie do samego hotelu (około kilometra!).
Dlaczego o tym piszę? Bo właśnie przeczytałem, że jakiś idiota nożownik zabił dzieci w Belgii…
PS. Tu ciągle pada od czasu jak przyjechałem, można tu zwariować!