Nie wiem czemu, ale zawsze jak coś się dzieje to zawsze dziwne przygody mi się zdarzają. Dzień bez przygody to dzień stracony.
Poszliśmy z kolegami z Węgier, Czech i Rosji na dobry, tak wtedy myśleliśmy, obiad. Wiedzieliśmy po ostatnich dniach, że kelnerzy w Belgii się nie spieszą z zamówieniem. Byłem bardzo głodny i próbowałem w jakikolwiek sposób pospieszyć, dać do zrozumienia, że chcemy zamówić jedzenie.
Po około 10 minutach pojawił się kelner (bardzo słabo mówiący po angielsku), chciał jak najszybciej przyjąć zamówienie do tego stopnia, że gdy kolega zamówił zupę, kelner automatycznie chcial zacząć przyjmować zamówienie ode mnie. Grzecznie odpowiedziałem, że kolega nie skończył zamawiać. I… po tym zdarzeniu stała się rzecz dziwna. Kelner grzecznie przyjął zamówienie, jednakże zebrał od wszystkich zamówienia prócz mnie. Po prostu mnie „olał”, następnie traktował mnie jakby mnie w ogóle nie było.
Zagotowałem się, lecz kelner zachowywał się coraz dziwniej, wracał zapytać innych jakie było zamówienie, ponieważ zapomniał. Podczas jednej z takich wizyt można było wyczuć woń alkoholu. W tym momencie wstałem i poszedłem szukać Managera, znalazłem, pożaliłem się, że po pierwsze kelner mnie „olał”, a jeszcze do tego jest kompletnie pijany.
W Polsce za coś takiego wyleciałoby się z pracy, jednakże w Belgii nie robi to na nikim wrażenia. Kelner, jak gdyby nigdy nic podszedł do mnie i przyjął moje zamówienie z uśmiechem.
Ja nie wiem, ale mi osobiście, Bruksela bardzo się nie podoba i nikt mnie już nie przekona, że może mi się jeszcze spodobać.