Pisząc ten wpis jestem już w domu.
Podróż trwała od 8:40 (GMT-5) w Niedzielę na lotnisku w Bogocie do 14:20 w Poniedziek (GMT+1).
Chciałbym chociaż kilka słów poświęcić podróżowaniu do Południowej Ameryki, bo nie jest tak różowo – na lotnisko w Bogocie musiałem zjawić się 3 godziny przed odlotem!!!. 5:40 – rześki i rządny przygody przybyłem na lotnisko. Check-in trwał szybciej niż na lotnisku Chopina w Warszawie, co krok, pojawiał się ktoś pomocny kto kierował Ciebie tam gdzie potrzebowałeś (niestety w języku hiszpańskim).
Kontrola paszportowa, trwała ciut dłużej, ponieważ niestety straż graniczna w Bogocie języka angielskiego jako fluent nie posiadła, a pytała o wszystko, dlaczego tu jestem? po co? czemu wyjeżdżam? gdzie byłem? itd. itp.
Wpis w paszport otrzymany o 6:07 🙂
Następnie DutyFree – sklepy droższe niż w Wenezueli, więc jedyne zakupy jakie zrobiłem to kolumbijska kawa.
Przejście do bramek! To było coś, to było to co ogląda się na filmach o Kolumbii. Najpierw standardowa bramka, tak jak zawsze na lotniskach, następnie, pomimo niezapiszczenia na bramce, rączki do góry i konrola tyou „obmacywanie”, później widoczni byli żołnierze po obu stronach korytarza z jednym na środku który kierował każdego z pasażerów na totalną kontrolę bagażu podręcznego. Moja torba z notebookiem była dobrze obmacana, wszystko przejrzane. Szok!
Po przekroczeniu wszystkich kontroli, następny szok, na tym lotnisku, pomimo braku palaczy jest sala dla palących! Napaliłem się za całą podróż do Frankfurtu, ponieważ jak już wcześniej pisałem w Caracas zakaz palenia obowiązuje na całym lotnisku.
Kiedy przylatuje się do innego państwa z Kolumbii, sprawdzenie bagażu, czy przejście przez bramkę trwa dużo dużo dłużej niż z innego kraju. Będąc w Caracas, miałem prześwietlany pasek od spodni DWA RAZY!.
Podczas oczekiwania na samolot, czytając po raz drugi Cień wiatru Carlosa Ruiza Zafóna, przysiadł się człowieczek który nie za bardzo znał angielski ale zaczął rysować moją karytkaturę. Pomimo braku Venezuelskiej waluty – udało mi się zapłacić w kolumbijskich pesos.
Część dalsza jutro, ponieważ jest 0:40 polskiego czasu, a ja powinienem pójść do pracy, a co za tym idzie przespać się chociaż chwilę.
PS. Nieznając swoich praw pracowniczych, może wiecie, czy po takiej podróży nie przysługuje mi dzień wolny do przestawienia się do GMT+1 z GMT-5?
One thought on “Travelling to Poland, part 1”
Comments are closed.